Stado *.*

Stado *.*

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 1



Była sobota rano, podeszłam do okna w moim pokoju i spojrzałam na rozciągające się przed moim domem ogrody, dzień zapowiadał się pogodnie. Słońce jasno świeciło na korony drzew pobliskiego lasu. W takich właśnie dniach najbardziej podobało mi się to, że w moim domu było mniej ludzi, a co za tym idzie było spokojnie i cicho.W soboty i niedziele służba z mojego domu brała sobie wolne, a ciotka i wujek którzy się mną opiekowali w soboty jeździli na przyjęcia, a w niedzielę odwiedzali swoją rodzinę w pobliskiej wsi. Na moje nieszczęście czasami zabierali mnie ze sobą.
Odeszłam od okna i wyjęłam z szafy moje granatowe bryczesy i czarną koszulkę na ramiączkach na którą narzuciłam ciemno-szarą koszulę. Kiedy już byłam gotowa wyszłam z pokoju na długi korytarz.
Zeszłam po marmurowych schodach wprost do oświetlonego wysokimi oknami holu. Skręciłam w lewo i przeszłam przez ogromne, dwuskrzydłowe drzwi. Z nalazłam się w wielkiej kuchni. Na drugim końcu pomieszczenia znajdowała się stara kuchenka gazowa przy której krzątała sie Nora, nasza gospodyni, szefowa kuchni, właścicielka przepisu na najlepsze ciasto jakie kiedykolwiek jadłam. Nora mieszkała u nas na stałę, od kiedy pamiętam była przy mnie i zajmowała się mną nawet po śmierci rodziców.
-Dzień dobry słoneczko! -powiedziała promiennie się uśmiechając, tak jak to potrafią tylko nieliczni ludzie na świecie-Co byś chciała na śniadanie?
-Może omlet-zaproponowałam- Pomóc ci?
-Nie trzeba skarbie, przecież wiesz że gotowanie sprawia mi wielką przyjemność-odpowiedziała Nora, po czym zajęła się przygotowywaniem mi śniadania.
Rozejrzałam się po kuchni, od kiedy pamiętam nic się w niej nie zmieniło, Nora nie pozwalała nawet na mały remont. Twierdziła że kuchnia to jej małe królestwo, które ma się nigdy nie zmieniać. Rozumiałam ją, ja również nie przepadałam za zmianami w moim otoczeniu.
-Nie wiesz może kiedy wraca Konstancja i wujek Klemens?- zapytałam siadając przy wielkim drewnianym stole.
-Państwo przyjadą wieczorem-Nora o ciotce i wujku zawsze mówiła oficjalnie. - Powinni być około 21.
-To dobrze. Mam cały dzień spokoju! Bez Konstancji- powiedziałam śmiejąc się.
-Pamiętaj, że w gruncie rzeczy to dzięki niej nie wylądowałaś w szkole z internatem- Powiedziała Nora, ale słyszałam w jej głosie nutkę rozbawienia moją uwagą o Konstancji.
Ale miała rację, po śmierci rodziców ciotka nalegała bym została w domu, podejrzewam jednak, że głównie ze względu na pieniądze wysyłane przez moją Babcię, za opiekę nade mną. Gdybym wyjechała do internatu, pieniądze przychodziłyby do szkoły, by pokryć wydatki związane z moim utrzymaniem.
Wujek miał w tej sprawie najmniej do powiedzenia, był dobrym człowiekiem, ale był też bardzo zapatrzony w Konstancję.
Przerwałam moje rozmyślenia, ponieważ Nora postawiła przede mną talerz z omletem i kubek z gorącą herbatą. Ona zawsze wiedziała czego mi potrzeba.
-Dziękuje- powiedziałam uśmiechając się- Popracuję dzisiaj z Kapriolą. - Nora nie znała się na koniach ale lubiłam się jej zwierzać. Kapriola była klaczą Lipicańską. Miała dopiero 3 lata, jej dziwną przypadłością było to, że bała się małych dzieci, nie mam pojęcia dlaczego.
-Cieszę się, że spędzasz czas na świeżym powietrzu- Powiedziała Nora przygotowując sałatkę do dzisiejszego obiadu.
-Kiedy skończyłam jeść umyłam naczynia i szybko dopiłam herbatę. Nora chyba musiała zauważyć, że już wychodzę bo zdążyła jeszcze zawołać:
-Klara! Zapomniałam ci powiedzieć, że jutro przyjeżdża chłopiec do pomocy w stajni- powiedziała nie przerywając krojenia marchewki.
Stanęłam jak wryta. Ktoś nowy? W naszym niezmieniającym się domu? Dlaczego?
-Po co?-zapytałam- Dobrze sobie radzę, poza tym mam do pomocy Karola. -Karol był naszym ogrodnikiem, ale pomagał mi też przy koniach.
-W poniedziałek ma przyjechać pięć nowych koni, nie poradzilibyście sobie. Zresztą Karol przechodzi na emeryturę- Wyjaśniła Nora.
-Karol na emeryturę? Dlaczego? - Zapytałam, a Nora spojrzała na mnie jak na idiotkę. -Przecież nieźle się trzyma.
-Nie chodzi o jego zdrowie, on po prostu chce odpocząć.
Wyszłam z kuchni zamyślona, najwyraźniej w moim życiu miało zajść więcej zmian niż sobie wyobrażałam. Wyszłam z domu tylnym wyjściem, wprost do sadu.
Przede mną biegła wydeptana w trawie ścieżka, na końcu której wypatrzyłam Karola. Pochylał się nad ogromnym krzewem róż.
Zrobiło mi się smutno, że już za niedługo miał już u nas nie pracować. Był u nas już bardzo długo.
Nie wyobrażałam sonbie żeby miało go zabraknąć.
-Dzień dobry Karolu- powiedziałam podchodząc do niego. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
-Dzień dobry Klaro- odpowiedział.
-Słyszałam że odchodzisz na emeryturę. -Powiedziałam smutnym głosem.
-Owszem, zamierzałem Ci to dzisiaj powiedzieć. Uwielbiam pracę tutaj, ale staje się dla mnie za ciężka. Poza tym mój lekarz twierdzi że powinienem już odpocząć.
-Przykro mi, że odchodzisz z pracy.  Ale mam nadzieje, że nadal będziesz nas odwiedzał. - Powiedziałam siadając w cieniu rozłożystej jabłoni.
-Obawiam się, ze to będzie niemożliwe.- Mówiąc to bardzo posmutniał. - Kiedy już przejdę na emeryturę pojadę do Londynu, do mojej córki.
Zastanawiałam się jak mogłam nie zauważyć, że ta praca jest dla niego męcząca, szczególnie w jego wieku. Spojrzałam na niego, było po nim widać że w swoim życiu wiele przepracował.
Mimo, że nie był dla mnie rodziną, zawsze traktowałam go jak dziadka.
-Będę za tobą tęsknić jak wyjedziesz, ale zgodzę się z twoim lekarzem, przyda ci się odpoczynek. - Słysząc to Karol się roześmiał.
-Aż tak to po mnie widać? Ja też będę tęsknić.
Uśmiechnęłam się i wstałam.
-Idę teraz do koni.
Karol skinął głową i wrócił do swoich zajęć przy różach.
Spojrzałam na nasz dom, o ile można go było nazwać domem był to raczej pałacyk w stylu francuskim. Należał do mojej rodziny od pokoleń.
Skierowałam się w stronę stajni, która znajdowała się jakieś kilkadziesiąt metrów od domu.
Nasza stajnia mogła łącznie pomieścić 10 koni. Z drugiej strony była druga, większa, która mogła pomieścić ich 20.
Obecnie w tej pierwszej znajdowały się cztery konie.
Trzy lata temu, po śmierci moich rodziców wszystkie nasze konie zostały sprzedane przez Konstancję. Kiedy stajnia opustoszała, a wujek zobaczył, że brak koni dodatkowo mnie przygnębia, kupił mi Kaprolę, która została u nas do dziś.
Klemens zdecydował się również na wynajem boksów. Po pewnym czasie w naszej stajni znalazły się jeszcze trzy konie, których właściciele płacą nam za opiekę nad nimi.
Otworzyłam ogromne drzwi i znalazłam się w najcudowniejszym budynku na ziemi.
W stajni panowała nieskazitelna cisza.