Stado *.*

Stado *.*

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 6

Wyszłam z domu, tym razem przez główne wyjście, ponieważ zamierzałam zajrzeć do starej stajni, która znajdowała się po przeciwległej stronie ogrodu.
Stajnia ta od wielu lat stała pusta i niewyremontowana. Chciałam sprawdzić czy nie uchował się w niej jakiś stary kantar, ponieważ rano Cyprysowi udało się jeden zerwać.
Weszłam do starej stajni, w środku, znajdowało się dwadzieścia boksów, pełno siana, dwa pomieszczenia gospodarcze, siodlarnia i toalety, poza tym masa różnego sprzętu.
Ogólnie panował tam chaos.
Pamiętałam jeszcze czasy świetności tej stajni, kiedy to była zapełniona końmi rasy Hanowerskiej, których hodowlą zajmowali się moi rodzice. Zaś w drugiej stajni, używanej obecnie przeze mnie, znajdował się pensjonat dla koni. Przed śmiercią rodziców telefon urywał się, a ludzie tylko czekali aż zwolnią się u nas miejsca. Kiedy rodzice zginęli w wypadku, ludziom owszem, było mnie żal, jednak zabierali  stąd swoje konie, twierdząc, że przecież nastolatka nie da sobie rady ze stajnią, pewnie mieli rację, byłam przecież młodsza i załamana śmiercią rodziców.
Konie z hodowli co do jednego zostały sprzedane przez Konstancję.
Straciłam nie tylko rodziców ale też moich końskich przyjaciół, wśród których się wychowywałam, stawiałam pierwsze kroki i uczyłam się jeździć.
Przemierzałam stajnię, ostrożnie stawiając kroki, by na nic nie nadepnąć.
Po kilkunastu minutach poszukiwań, w jednym z boksów znalazłam stary kantar. Na oko powinien pasować i posłużyć przez chwilę, zanim powiem Elizie, żeby kupiła nowy.
Zabrałam go więc i wychodząc z boksu zamarłam.
Po drugiej stronie stajni ktoś stał.
Był to wysoki chłopak, mniej więcej w moim wieku, choć chyba trochę starszy. Miał ciemne włosy, ubrany był w ciemny t-shirt i wysłużone jeansy.
-Kim jesteś? -Zapytałam, wciąż będąc zaskoczona jego obecnością.
-Jestem James, mam tu pracować, zobaczyłem jak tu wchodzisz, więc poszedłem za tobą.
W tej chwili przypomniałam sobie, że Nora faktycznie wspominała mi coś o nowym pracowniku.
Oprzytomniałam więc i zdobyłam się na uśmiech.
-Miło mi, jestem Klara. -Powiedziałam podchodząc i wyciągając rękę w jego kierunku. Uścisnął ją przyjaźnie i również się uśmiechnął.
-To może cię oprowadzę? -Zaproponowałam.
-No jasne,
-To jest nasza stara stajnia, jak widać obecnie jej nie używamy.
James rozglądnął się po przestronnym pomieszczeniu, -ładnie tu, tak klimatycznie.-Odparł.
Wyszliśmy na zewnątrz, pogoda była wspaniała, wiał lekki, ciepły wiatr i przyjemnie świeciło słońce.
-Kiedyś zajmowaliśmy się hodowlą koni rasy Hanowerskiej. Po śmierci rodziców ciotka sprzedała wszystkie konie, ale wujek kupił mi Kapriolę, a po jakimś czasie kilka osób wynajęło u nas boksy.
Obecnie są u nas cztery konie, a już jutro ma dojechać pięć kolejnych.
-Musiało ci być ciężko po stracie rodziców, koni pewnie też ci brakowało. -Powiedział James patrząc mi w oczy.
Zdziwiło mnie to jak szybko mnie rozgryzł. Poczułam, że naprawdę mnie rozumie.
-Tak, było ciężko, ale miałam ludzi na których mogłam polegać.
Podczas tej rozmowy zdążyliśmy przejść na tył domu. A gdy już mieliśmy wchodzić do stajni, zatrzymał nas czyjś głos.
-Klara! -Odwróciłam się i zauważyłam biegnącego w naszą stronę Karola.
Na twarzy był lekko czerwony, a kiedy był już bliżej nas zauważyłam że jest zdyszany.
-Coś się stało? -Zapytałam.
-Cyprys przeskoczył przez ogrodzenie padoku i uciekł w las,
-To nic takiego, zaraz go złapiemy- Odparłam nieporuszona, już wcześniej się zdarzało, że jakiś koń nam uciekł, ale zawsze go potem złapaliśmy.
-To nie wszystko, widziałem go, jak uciekał, na nodze miał krew, dużo krwi.
Słysząc to, serce zaczęło mi szybciej bić. Może i Cyprys nie był moim koniem, ale i tak byłam do niego bardzo przywiązana.
-Jak to się stało? -Zapytał milczący dotąd James.
-Nie wiem, widziałem tylko jak uciekał, nie mam pojęcia co mu się stało. -Karol był wystraszony nie na żarty, zawsze bardzo przejmował się losem koni, zresztą tak jak ja.
-Musimy go szybko znaleźć- Rzuciłam i ruszyłam biegiem w stronę lasu.
Słyszałam za sobą zgrzytanie kamieni, pewnie Karol i James biegli za mną.
-Karolu nie powinieneś się tak przemęczać, lepiej wróć do stajni, sprowadź konie  do boksów i zadzwoń po weterynarza.
Widziałam wahanie w jego oczach, jednak po chwili Karol zawrócił w stronę stajni.
Kiedy już ja i James byliśmy na głównej ścieżce lasu, przystanęliśmy pod wielkim dębem.
-Myślę, że powinniśmy się rozdzielić, poszukiwania pójdą szybciej. -Zaproponował James.
-Masz rację. Ja pójdę tędy -Powiedziałam wskazując ścieżkę biegnącą w głąb lasu.
James skinął głową i podążył w odwrotnym kierunku.
-Tylko się nie zgub.- Rzuciłam mu przez ramię idąc w swoim kierunku.

***

 Stara stajnia:
Rasa Hanowerska:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz