Stado *.*

Stado *.*

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 7

Spojrzałam w górę, niebo zasłoniły ciemne chmury, z pewnością zanosiło się na deszcz. Po chwili zerwał sie nieprzyjemny wiatr Mimo to szłam dalej, w końcu zaczęło padać.
Maszerowałam tak, przez następne kilkanaście minut, gdy nagle po mojej lewej stronie usłyszałam ciche rżenie. Spojrzałam w tamtym kierunku i moim oczom ukazał się Cyprys. Znajdował się w krzakach, jakieś kilkanaście metrów ode mnie. Podeszłam do niego bliżej, cały czas bacznie mnie obserwował.
W jego oczach dostrzegłam przerażenie i nieufność.Mimo to po chwili pozwolił się pogłaskać po szyi. Na jego tylnej nodze faktycznie znajdowała się rana, nie wyglądała na głęboką, była jednak dosyć długa. Była pokryta zaschniętą krwią.
Złapałam za jego kantar i poprowadziłam go kilka metrów. Musiało go to boleć, ale nie aż tak bardzo by nie mógł iść.
Sprawdziłam szybko kieszenie, oczywiście zapomniałam telefonu. Nie miałam jak powiadomić Karola, ani weterynarza.
-Chodź, zaprowadzę cie do domu. -Powiedziałam jak wariatka do konia.
Wyprowadziłam go na drogę, stępował całkiem żwawo więc ruszyliśmy w stronę stajni.
Cyprys musiał się nieźle wystraszyć i dlatego uciekł. Może to faktycznie było jakieś zwierze?
Po kilkunastu minutach wyszliśmy na główną ścieżkę, deszcz zdążył się już na dobre rozpadać. Na szczęście widziałam już zabudowania stajni. Z jednej z bocznych dróżek wyszedł James, Uśmiechnę się nasz widok i podszedł do nas.
-Nic mu nie jest? -Zapytał.
-Ma ranę na lewej, tylnej nodze, ale jak widać idzie, To chyba nie jest bardzo poważne. -Odparłam.
-Daleko był?
-Tka, był całkiem daleko, biedny, musiał się bardzo wystraszyć.
James wyciągnął rękę by pogłaskać Cypryska. Błąd. Ten koń był już wystarczająco wystraszony, ostatnie czego potrzebował to dotyk zupełnie obcego człowieka.
Cyprys machnął łbem, a ramie Jamesa dzieliły tylko centymetry od zębów konia.
Przestraszony chłopak odskoczył do tyłu.
-Lepiej na niego uważaj, dużo dzisiaj przeszedł- Powiedziałam niewzruszona. Myślałam że skoro chłopak chce pracować w stajni to chociaż trochę zna się na koniach.
Byliśmy już przy stajni gdy podszedł do nas Karol razem z weterynarzem.
-Cześć Michael- Przywitałam się z dość starszym od siebie chłopakiem. Znałam Michalela od bardzo dawna, zajmował się naszymi końmi jeszcze za czasów rodziców.
-Hej Klara. Michael -Chłopak przedstawi się podając rękę Jamesowi.
-James-Odwzajemnił uścisk dłoni.
-Co się stało? -Zapytał weterynarz zwracając się do mnie.
Na szybko opowiedziałam Michaelowi o wszystkim, nie pomijając żadnych szczegółów.
Michael zmarszczył brwi, ostrożnie zbliżył się do Cyprysa, cały czas przemawiając do niego spokojnym głosem.
-Rana wygląda na zadaną przez dzikie zwierze -Powiedział pochylając się nad nogą konia. -Jednak nie jest głęboka, wprowadźmy go do stajni, rozpadało się na dobre.
Przytaknęłam i poprowadziłam Cypryska do stajni, gdzie
Michael delikatnie przemył ranę i nałożył na nią maść. Cyprys stał wtedy o dziwo spokojnie, jedynie co jakiś czas obracał się ze zniecierpliwieniem w stronę  weterynarza jakby chciał sprawdzić czy ten już skończył.
Michael założył na skaleczoną nogę opatrunek i odwrócił się do mnie.
-Proszę- podał mi słoiczek z maścią- Smaruj ranę dwa razy dziennie, najlepiej rano i wieczorem.
-Dobrze, dziękuję -Zapłaciłam mu, po czym chłopak odjechał, ponieważ miał jakieś pilne wezwanie.
-Byłeś bardzo dzielny -Powiedziałam do Cypryska i pogłaskałam go po szyi.
Kiedy wyszłam ze stajni z ulgą zauważyłam, że przestało padać.  Obok ogrodzenia stał James i Karol, prowadzili ożywioną rozmowę. Gdy do nich podeszłam przerwali i spojrzeli na mnie pytająco.
-I co? Jest źle? -Zapytał Karol. Był wyraźnie zmartwiony.
-Michael mówił,że rana nie jest głęboka, Dzięki regularnemu smarowaniu maścią powinna się szybko zagoić. -Powiedziałam.
-To dobrze, bardzo się martwiłem o Cyprysa. Idę się jeszcze zająć ogrodem, mam sporo pracy.-Mówiąc ostatnie słowa Karol już szedł do sadu.
-Też się cieszę,że to nic poważnego. -James uśmiechnął się.  Zostaliśmy sami.-Może dasz mi swój numer?-Dodał po chwili milczenia.
Kiedy spojrzałam na niego pytająco kontynuował: -No wiesz, mam tu pracować. Powinniśmy mieć jakiś kontakt.- Chłopak był wyraźnie zakłopotany.
Uśmiechnęłam się lekko, wzięłam od niego telefon i wpisałam mój numer.
Już miałam się odezwać gdy przerwał mi głos Nory dochodzący od strony domu.
-Klara! musisz się przygotować do kolacji!
-Dobrze, zaraz przyjdę!- Odkrzyknęłam i obróciłam się z powrotem do Jamesa- Muszę już iść.
-Nic nie szkodzi i tak miałem jeszcze porozmawiać z Panem Klemensem.
Weszliśmy razem do domu. Pokazałam mu gdzie znajduje się gabinet wujka, kiedy się pożegnaliśmy chłopak zniknął za drzwiami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz